I coś mi się od tego zrobiło. Się mi zachwyciło. I szarpnęło.
Nazywa się "3 guests on the balcony. Berlin Friedrichshein 2007". Te trzy osoby to moja przyjaciółka Doerte (autorka dzieła), ja i pewien Chłopak z Ameryki Południowej.
Był czerwiec 2007. Była Noc na Ziemi. Balkon. I piękni ludzie na balkonie.
Czas, jak to czasem czas, stanął na chwilę w miejscu.
Doerte - urocza, delikatna Niemka - typ intelektualistki poznała Chłopaka. I wybuchła między nimi namiętność. Zdarza się. A już w taką noc - zawsze.
Teraz Doerte pokazuje mi ten obraz i mówi mi o tamtej nocy - jaka byla ważna. Jak zamknął się w niej cały świat. Jak ta noc żyje w niej. Mocno i prawdziwie.
Patrzę na "Trzech gości..." i myślę o tym, że ta noc była ważna i dla mnie, tylko o tym zapomnialam. Jak o wielu innych istotnych sprawach.
I ogarnia mnie poczucie harmonii tego wszystkiego. I że jest dobrze. Że tak właśnie mają sie te nasze zycia składać, nachodzić na siebie nierównomiernie. Niezauważalnie.
I, że wcale tego mamy nie widzieć. A jak czasem widzimy, to nagle rozumiemy, że życie naprawdę jest cudem:)
PS. Gdzieś tam też poza ramą obrazu była Iza. Był też Esteban, mój mały, ale niezwykle seksowny grzech z Ekwadoru. Pamiętam to uczucie, kiedy porywa Cię fala.
Falo, porwij mnie czasem.
very beautiful... regards from my never-ending su(n)mmer1 (M)
OdpowiedzUsuńDo you remember - Esteban? And Friedrichshein?:)
OdpowiedzUsuń