poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Tylko szkoda, że się aparat rozpieprzył

i nic nie widać. Ale co tam.
Było bardzo pięknie.
Było niesamowite mieszkanie przemilej pary artystów, pełne ich mniej i bardziej udanych obrazów-bohomazów, prosecco z miętą, przekąski w żarówkach i ludzie, którzy nadciągnęli z kilku kontynentów, aby być tu dzisiaj i razem i z Dziewczynami.

Tak po prostu. Z miłości. Z ciekawości.
I dlatego, że chcieli.



Magda i Rafał witają w progu jako Ojciec i Matka - chlebem, solą, wódką i staropolskim wierszykiem. Rodziny dziś tu nie ma. Jest za to dobrowolna formacja z wyboru - kolorowa, kochająca i lekko pierdolnięta - nazwijmy ją Family:)
Kasia trafiła na wódkę i przenosi Arminiątko przez próg. Gdzieś tam w duszach poigrywa tęsknota za subwersywną trawestacją rytuału.










A to stado Aniołeczków - w prezencie dla Panien Młodych. Wypatrzyłyśmy je z Anną z balkonu i pomyślałyśmy, że fajnie by było, jakby trochę pofurkotały skrzydełkami i u nas. W chwilę później mieszkanie zapełniło się nierealnymi, białymi postaciami. Aniołki wypiły sznapsa, zrobiły siusiu i odfrunęły na swoją imprezę.
Pierwszy taniec - z figurami z "Dirty Dancing"

Przemówienia nad tortem wzbudził zgorszenie i wzruszenie. Ogólny wniosek brzmiał: Los to dziwne zwierzę. A zresztą kiedyś opowiem Wam tę historię - jak Dziewczyny się poznały i co wspólnego miał z tym sms, który otrzymałam w maju 2008 w Nowym Jorku:)










I tak to było wśród tych obrazów. I kontekstów. W labiryncie nawiązań i interpretacji. Gdzie tradycja wypinała tyłeczek i zadzierała nieco pokracznie nogę w kabaretce, po czym okazywało się, że tak naprawdę jest facetem. Albo i nie.

Albo i wszystkim.

3 komentarze: